Kamisama, mou sukoshi dake (1998)
Dosł. Boże, daj mi jeszcze trochę czasu
Produkcja: Japonia
Gatunek: dramat, romans
Liczba odcinków: 12
Obsada: Kaneshiro Takeshi, Fukada Kyoko, Kato Haruhiko, Nakama Yukie
W dzisiejszej recenzji, już długo zresztą planowanej, przedstawię Wam powód który sprawił, że pokochałam starsze produkcje azjatyckie. Recenzowaną dramę obejrzałam tak dawno, że nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć kiedy i czym mnie do siebie przekonała - chociaż nie jestem pewna czy nie postanowiłam jej obejrzeć ze względu na główną rolę męską, w którą wcielił się Kaneshiro Takeshi. Tak czy inaczej nadal doskonale pamiętam fabułę, bohaterów oraz przepiękny morał płynący z całej historii, który w tej recenzji chciałabym Wam bardzo gorąco przedstawić.
FABUŁA:
Kano Masaki jest młodą dziewczyną, która wiedzie typowe życie licealistki. Aby zdobyć pieniądze na koncert swojego ukochanego kompozytora, Ishikawy Keigo, postanawia ten jeden jedyny raz sprzedać swoje ciało. Niedługo po tym jak spędza noc ze swoim idolem dowiaduje się, iż jest nosicielką wirusa HIV, który w szybkim tempie zmienia się w AIDS. Zaniepokojona o los swojej platonicznej miłości kolejny raz spotyka się z Keigo. Jak ten zareaguje? Jak potoczą się losy tej dwójki?
BOHATEROWIE/AKTORZY:
Kano Masaki z początku przedstawiona jako typowa bezmyślna nastolatka dowiadując się o swojej chorobie, diametralnie zmienia nastawienie do świata i ludzi. Jej początkowo platoniczna miłość rozwija się wraz z chorobą co sprawia, że jest w stanie cieszyć się z życia. Masaki dzielnie stawia czoła rodzinie, kolegom i koleżanką ze szkoły, nauczycielom jak i całemu społeczeństwu. Za wszelką cenę stara się żyć normalnie, na nowo buduje zaufanie rodziny jak i przyjaciół. Nie kryjąc się ze swoją chorobą odkrywa w sobie marzenia i mimo wielkich trudności jakie napotyka, zmierza do ich spełnienia. Jej niewinna miłość do Keigo całkowicie leczy jego uprzednio złamane serce. Lecz jak silnym można być w obliczu nieuniknionej śmierci?
W postać Masaki wcieliła się Fukada Kyoko, którą już widziałam w tylu dramach, że głowa boli. Nie mniej jednak bardzo lubię jej aktorstwo. Mou Sukoshi Dake było pierwszą dramą, w której zadebiutowała i za którą dostała pierwszą nagrodę w dziedzinie najlepsza aktorka. Masaki zagrała mając szesnaście lat, czy mniej więcej tyle co jej bohaterka. Mimo zbliżonego wieku i zapewne również zbliżonego doświadczenia rola Masaki nie była jedną z najłatwiejszych, lecz z całą pewnością aktorka poradziła sobie bardzo dobrze, co oglądać możecie na ekranie.
Ishikawa Keigo jest popularnym kompozytorem z tajemniczą przeszłością. Po śmierci ukochanej zatraca się w imprezach, alkoholu i przypadkowo poznanych kobietach. Masaki nie jest dla niego nikim więcej niż kolejną zwariowaną fanką czekającą na okazję aby się z nim przespać. Jednakże po wspólnie spędzonej nocy nic nie jest takie jakie powinno być. Jego najwierniejsza fanka znika zostawiając po sobie jedynie liścik z podziękowaniami, a on po raz kolejny zostaje sam. Dowiadując się o chorobie Masaki jest zmuszony w tajemnicy spotykać się z nią jeszcze kilka razy, w których to powoli, lecz z uporem się w niej zakochuje. Mając za sobą przykre doświadczenia z przeszłości, wieczną samotność jak i początki depresji doskonale rozumie uczucie wyobcowania. Razem z nią stając przeciwko rodzinie, znajomym jak i całemu światu, nie wyłączając dociekliwych reporterów stara się po raz pierwszy od dłuższego czasu, ułożyć sobie życie z ukochaną. Na drodze do ich szczęścia staje jednak jego długoletnia przyjaciółka jak i siostra zmarłej narzeczonej. Czy mimo intryg będą szczęśliwi?
Kaneshiro Takeshi zagrał swoją postać bezbłędnie. Nie mam zielonego pojęcia co siedzi w tym aktorze, ale jak mam okazje widzieć go w jakiejkolwiek produkcji to siedzę zapatrzona jak pies w szynkę i ani drgnę. Jeśli Fukada Kyoko w głównej roli was nie przekonuje, mam nadzieję, że zrobi to właśnie Kaneshiro Takeshi.
Jak w każdej tego typu produkcji nie mogło zabraknąć tej "ciemnej strony" opowieści, którą jest wcześniej wspomniana przyjaciółka Keigo, Kaoru. Jednak, czy rzeczywiście jest ona tak złą osobą? Sami oceńcie. Postać przedstawia wieloletnią nieodwzajemnioną, a wcześniej również niemożliwą miłość. Kaoru z zawodu jest piosenkarką współpracującą z Keigo. Jego długoletnią przyjaciółką, powierniczką i pocieszycielką. Nie mogąc zrozumieć postępowania swojego przyjaciela, który już kilka lat po śmierci swej narzeczonej nadal nie może wyjść z szoku, stawia pierwsze kroki odkrywając przed nim swoje uczucia. Jakże wielkim jest dla niej cios, iż serce Keigo zdobywa nie ona, lecz młoda licealistka w dodatku śmiertelnie chora. Kaoru chcąc uchronić nie tylko swoją miłość, lecz i wciąż jeszcze krwawiące serce przyjaciela, postanawia za wszelką cenę rozdzielić tych dwoje. Czy kieruje się egoizmem, czy też nie chce patrzeć na cierpienia swojej miłości? Pewnym jest, że sporo namiesza w życiu uczuciowym głównych bohaterów.
Wracając do poprzedniego akapitu - jeśli jednak nawet Kaneshiro Takeshi nie jest dla Was takim punktem zaczepienia aby zdecydować się na obejrzenie dramy, być może będzie nim tak zwana matka gokusena - Nakama Yukie. Jak bardzo denerwowała mnie postać Kaoru tak wiedza, że gra ją właśnie ta aktorka sprawiała, że moja złość nieco topniała. Tak swoją drogą, wiedzieliście że Nakama Yukie grała Sadako w znanym japońskim horrorze, The Ring 0?
W dramie mamy wielu ciekawych bohaterów na których warto zwrócić uwagę, min. dobry przyjaciel głównej bohaterki, z którym z początku łączył ją pewien romans jak i mężczyzna, któremu krótko mówiąc, sprzedała swoje ciało. Warto również zauważyć stosunek rodziny jak i społeczeństwa względem osoby śmiertelnie chorej, zarażonej wirusem HIV. Szczególnie przykre jest ukazanie wyobcowania ze strony najbliższej rodziny, w tym wypadku młodszego brata.
MUZYKA:
Bałam się ścieżki dźwiękowej, ponieważ zwykle kiedy Japończycy zakładają już takie tematy na widok publiczny muzyka przestaje odgrywać jedną z ważnych ról. W tej dramie jednak byłam mile zaskoczona. Przepiękne motywy przewodnie w wykonaniu Kudo Shizuki - "In the Sky" oraz "Kirara". Dodatkowo delikatna nastrojowa melodia z repertuaru S.E.N.S - "Wishes" oraz dla mnie najpiękniejszy opening dość znanego zespołu Luna Sea - "I for you". Co mi się bardzo podobało - w ścieżce dźwiękowej nie postawiono na tzw. smutasy, lecz melodie pełne nadziei jak główna bohaterka. Melodie dzięki którym wydawało się, że zostanie dokonany cud.
SCENOGRAFIA:
Jak ma się typowa scenografia dla tych starszych produkcji przed 2000 rokiem? Co by nie powiedzieć, czy raczej nie zniechęcić - jest ona ciemna i osnuta mgłą, dymem. Będąc szczerą, taki właśnie jest tego urok. Dla nas, ludzi żyjących w 2012 roku jest to mało estetyczne i prosto mówiąc, stare. Scenografia w Kamisama, mou sukoshi dake podąża za głównymi bohaterami. Dostosowuje się do ich charakterów, sytuacji. Więcej do powiedzenia nie ma.
PODSUMOWANIE:
Jak już pisałam na początku właśnie ta drama stała się przełomem do poznawania produkcji starszych, nieco sensowniejszych i w szczególności poważniejszych. Wpadłam w uzależnienie, zamiast sięgać po nowe patrze wstecz i tam szukam odpowiedniej fabuły. Kamisama, mou sukoshi dake była dramą, która mną wstrząsnęła, ale i dała nadzieję. Nadzieję, że będąc śmiertelnie chorą osobą, nadal można starać się żyć normalnie i cieszyć się każdym dniem. Nadzieję, że można wybaczyć przeszłość i nigdy nie jest za późno aby naprawić swoje błędy. Każdy z nas musi ponieść konsekwencje za swoje czyny, nieraz te konsekwencję mogą nas doprowadzić do momentu, w którym będzie za późno aby wszystko odkręcić. Więc póki wiemy, że popełniamy błędy, powinniśmy dzielnie ponieść wszystko co za nie nam się należy. Tak właśnie zrozumiałam morał płynący z fabuły. Co do zakończenia dramy - byłam mocno zdziwiona, ale bardzo zadowolona. Właśnie dla takiego końca warto obejrzeć tę produkcję. I na koniec uśmiechnąć się szczerze do samego siebie.
OCENA:
10/10
_______________________________
TŁUMACZENIE:
Gdzie? ShowaFansub
Online: brak
Komentarze
Prześlij komentarz