In Case of Love (2010)
Tytuł oryginalny: Jie Jiao De Xiao Wang Zi
Produkcja: Tajwan
Gatunek: dramat
Reżyseria: Xiao Qian Lin
Obsada: Tony Yang, Biting Guo, Jaline Yeh, Zhi Zheng Li, Zishan Yang
FABUŁA:
BOHATEROWIE:
MUZYKA:
Produkcja: Tajwan
Gatunek: dramat
Reżyseria: Xiao Qian Lin
Obsada: Tony Yang, Biting Guo, Jaline Yeh, Zhi Zheng Li, Zishan Yang
Miałam ten film na laptopie już naprawdę długi czas i równie długi czas nosiłam się z zamiarem jego obejrzenia. Jednakże z reguły nudzą mnie takie spokojne i mentalne filmy, za każdym razem odkładałam go na później. Nie wiem czy to z powodu nudy, czy "takiego dnia", ale usiadłam sobie dzisiaj wygodnie i jedząc obiad włączyłam In Case of Love. Na wypadek gdyby mi się nie spodobał w zanadrzu miałam jeszcze "Turn left, turn right" również tajwańskiej produkcji, jednak obeszło się bez przełączania. In Case of Love ma w sobie coś co trudno mi określić przez co mam nieco mieszane uczucia. Jednakże to jest mój bodajże trzeci czy czwarty tajwański film obejrzany do końca, więc zapraszam na recenzję.
FABUŁA:
"Clarie całe życie żyła w swoim świecie, dopóki nie spotkała samotnego muzyka James'a, w którym zobaczyła swoją miłość z dzieciństwa. W tym samym czasie, dziewczyna przygarnia małego kotka, który nadaje nowego sensu w jej życiu. Jednakże, z czasem, gdy jej romans z James'em zaczyna się rozwijać powracają smutne wspomnienia z przeszłości. Nic nie leczy zranionej duszy tak, jak widok małych, uroczych zwierząt.W filmie tym, mały kotek pomaga młodej kobiecie znaleźć miłość i przezwyciężyć ból po utracie matki." - opis z lizards@DEEP.
Początek zaczął się bardzo obiecująco, a moment w którym zobaczyłam małe słodkie rude wychudzone biedactwo, które pomiaukiwało z taką rozpaczą, że omal nie zaczęłam tulić monitora powiedziałam do siebie "to jest film dla mnie", ale czy rzeczywiście był? Nic na to nie poradzę, ale jestem prawdziwą kociarą więc chociażby produkcja wydawała się kompletnie bez sensu to jest ten jeden pozytywny aspekt w roli przeuroczego małego stworzenia który sprawi, że będę siedzieć do końca. Producenci dobrze wiedzieli jak przyciągnąć do siebie widownię, ale czy mały słodki kotek wystarczył aby film okazał się sukcesem?
Jak już wspominałam wcześniej fabuła jest raczej spokojna, powoli odkrywa przed widzem historię młodej zamkniętej w sobie dziewczyny. Gdzieś w połowie filmu zaczęłam doszukiwać się rzekomego dramatu, a że diabeł kryje się w szczegółach, tam właśnie go znalazłam. Muszę przyznać, że im bliżej końca tym ciekawiej mi się oglądało, a wszystko powoli zaczęło układać się w logiczną całość. Niestety doszukałam się pewnej nieścisłości w fabule, która była tak widoczna, że aż mnie zabolało.
Irytowały mnie postacie, które za każdym razem wołały do kota po imieniu (które było po prostu durne), chociaż widać było że ten na to nie reaguje. Wystarczyło zawołać "kici-kici" i nie byłoby problemu - kot by się znalazł, ale nie ... Oni nadal z uporem wołali go po imieniu co strasznie mnie to denerwowało. Ludzie są czasami naprawdę głupi.
Ostatecznie podsumowując fabuła nie była zła, chociaż miała w sobie kilka nieścisłości i tak w sumie średnio mnie zainteresowała, chociaż jak na tajwańską produkcję słowo "średnio" w moim znaczeniu to już naprawdę dużo. Nie wiem czemu większość ich filmów wydają mi się nudne i bez sensu. Istnieje również możliwość, że po prostu jestem na nie za głupia.
BOHATEROWIE:
Claire poza tym, że nie potrafię ani napisać ani wymówić jej imienia była w porządku. Bałam się, że będzie to kolejna biedna zamknięta w swoim świecie irytująca bohaterka, która żyje w przekonaniu że wszyscy istnieją jedynie po to by ją zranić. Z taką postacią od razu przekreśliłabym całą produkcję. Na szczęście Claire okazała się z pozoru zwyczajną dziewczyną, która mimo tego, że będąc małą dziewczynką straciła dwie bardzo ważne dla siebie osoby, ostatecznie dawała sobie radę w życiu. Zastanawiałam się trochę nad jej zachowaniem w stosunku do James'a "po fakcie" i doszłam do wniosku, że musiała się czuć nieco oszukana. Nie wiem jak producenci chcieli, żeby jej postać była odbierana, ale ja jakoś nie poczułam z nią więzi - ot tak mogłaby być dla mnie dziewczyną, której historię opowiedział mi ktoś znajomy. Jednakże ni mnie to ziębi ni grzeje, ważniejsze dla mnie było to, że była znośna i miło się ją oglądało, bowiem aktorka która ją grała zniewalała urodą.
Co do reszty bohaterów oprócz tego, że po raz pierwszy w historii tego bloga nie mam za wiele do powiedzenia na ich temat byli ładnym dopełnieniem fabuły i wnosili do niej sporo ważnych kwestii. Szczególnie interesująca stała się pod koniec przyjaciółka głównej bohaterki. Dodatkowo naprawdę się zdziwiłam, że Chińczycy mają tak przystojnych aktorów.
W momencie kiedy usłyszałam piosenkę tytułową byłam rozczarowana - głosem wokalisty i samą muzyką. Jednakże za drugim razem nie było tak źle, wręcz przeciwnie poczułam do tego utworu pewną sympatię. Myślę, że ta niedoskonałość muzyczna wyszła na plus, w końcu film nie miał być żadnym musicalem, a piosenka przewodnia wykonywana była przez zwykłą garażową kapelę, która ogólnie pasowała do fabuły. Dodatkowo angielski wokalisty nie przeraził mnie tak bardzo jak myślałam. Miałam sporo niemiłych doświadczeń na temat angielskiego w wykonaniu azjatów i za każdym razem bolała mnie od tego głowa. Chociaż muszę tu zwrócić honor Lee Min Ki, który w Shut Up Flower Boy Band bardzo fajnie zaśpiewał w całości po angielsku utwór "Not in Love". Tak czy inaczej tutaj angielski był na dobrym poziomie.
SCENOGRAFIA:
Ciekawie przedstawione były retrospekcje, ale prawdę powiedziawszy niewiele mam do powiedzenia na temat kostiumów czy scenografii. Nie była zła, ale też zbytnio nie rzucała się w oczy.
Po prostu stanowiła tło.
Po prostu stanowiła tło.
PODSUMOWANIE:
Podsumowanie będzie ciężkie ze względu na moje mieszane uczucia wobec tego filmu. Zacznę może od tego, iż kotek miał być tu znaczeniem symbolicznym, jednak w żadnym razie nie rzucało się to w oczy. Jedynie we wcześniej wspomnianych retrospekcjach nadawało to sens w teraźniejszym życiu bohaterki. Będąc przy temacie kota, który nadal pozostaje u mnie najjaśniejszą stroną tej produkcji muszę chwilę się nad nim pozachwycać. Taki mały rozkoszny rozrabiaka rozbiłby nawet najsilniejszy kamień i przełamałby wszystkie lody, co z resztą zrobił. Koniec był jak najbardziej pozytywny, chociaż przez chwilę zastanawiałam się co on miał przekazać. Bo jeśli chodziło o to, że zwierzak pomaga zamkniętej w sobie dziewczynie otworzyć się na miłość i innych to ja tego musiałam się akurat doszukiwać biorąc pod uwagę, że główna bohaterka średnio spędzała z nim swój czas. Powiem jeszcze, że w planach mam już kolejny film o podobnej tematyce tym razem japońskiej produkcji, Kimi to Boku.
Mimo mojej krytyki In Case of Love polecam obejrzeć każdemu kto ma na niego ochotę. W pierwszym odruchu polecę go mojej siostrze ze względu na kota, bowiem już widzę jak to ona ocenia tę resztę produkcji swoim krytycznym okiem ;)
OCENA:
5/10
_______________________________________
TŁUMACZENIE:
Gdzie? lizards@DEEP
Online: love-drama (niedziałający)
Komentarze
Prześlij komentarz