Garasu no Kamen (1997/98)

Tytuł oryginalny: ガラスの仮面
Romanizacja: Garasu no Kamen
Tytuł alternatywny: Glass Mask
Produkcja: Japonia
Gatunek: dramat, romans, komedia
Liczba odcinków: 11 ( I seson), 12 (II sezon) + odcinek SP
Obsada: Adachi Yumi, Tanabe Seiichi, Nogiwa Yoko, Matsumoto Rio

Pierwowzór: manga autorstwa Suzue Miuchi

       Pisałam tę recenzję wielokrotnie, aby spróbować dać upust mojemu wielkiemu zafascynowaniu tą dramą, lecz za każdym razem nie potrafiłam dobrać odpowiednich słów. "Garasu no Kamen" jest produkcją, o której trudno wypowiedzieć się obiektywnie, bowiem wywołuje ona wiele skomplikowanych uczuć, które stale rosną. Jest to jedna z tych dram, o których ciężko powiedzieć coś sensownego, ponieważ są tak genialne i niesamowite, że żadne słowa nie są w stanie doszczętnie ich opisać. Myślę, że mam dużo doświadczenia jeśli chodzi o japońskie dramy wyprodukowane przed 2000 rokiem. Na swoim koncie mam już takie produkcje, jak: "Itazura no Kiss" (1996), "Majo no Jouken" (1999) [recenzja], "Kamisama, mou sukoshi dake" (1998) [recenzja], "Love Generation" (1997), "Long Vacation" (1996), "Aishiteiru to Itte Kure" (1995) [zapowiedź] oraz dwie serie "Garasu no Kamen". Choć trudny jest wybór pomiędzy niektórymi produkcjami z tego okresu, w szczególności między Kamisamą, Majo no Jouken a Aishiteiru to jednak Garasu no Kamen jest dla mnie tą jedyną najlepszą i pierwszą japońską dramą wyprodukowaną przed 2000 rokiem, którą miałam okazję oglądać.

       Adachi Yumi oraz Tanabe Seiichi stworzyli, według mnie, najpiękniejszą parę w historii japońskich dram, natomiast sama aktorka, wcielając się w główną rolę, przeszła samą siebie. Obiecuję, że spośród tysięcy dramowych tytułów, tego jednego nigdy nie zapomnicie. 

= FABUŁA =


       "Piętnastoletnia Maya jest zwyczajną, biedną dziewczyną, wychowywaną przez matkę, która uważa ją za nieudacznika. Jednak tak naprawdę w Mayi drzemie ogromny, uśpiony talent, który dostrzega słynna aktorka, Chigusa Tsukikage. 20 lat temu odegrała ona swoją życiową rolę w „Karmazynowej Bogini”, do której obecnie posiada prawa autorskie. Niestety, przed laty miał miejsce straszny wypadek, w wyniku którego jej twarz została nieodwracalnie poparzona. Od tamtego czasu Tsukikage szuka swojej następczyni do „Karmazynowej Bogini”. Ma nadzieję, że odnalazła ją właśnie w Mayi, dlatego zaprasza ją do przyłączenia się do swojej grupy teatralnej, Teatru Tsukikage. Maya, która kocha aktorstwo ponad wszystko musi zdecydować, czy jest w stanie opuścić matkę, by szkolić się pod czujnym okiem Tsukikage. Decyzja ta przyniesie ze sobą nieoczekiwane skutki. Maya przekona się, co niesie ze sobą bycie aktorką. Dowie się, że teatr to pole bitwy, gdzie nie ma miejsca na przyjaźń, a zazdrość i wrogość jest wszechobecna. Do tego na jej drodze pojawią się osoby, chcące zniszczyć to co kocha, jak również takie, które wskażą jej drogę i zbudują marzenia." - opis pochodzi z dramawiki.pl

       "Karmazynowa Bogini" to sztuka napisana specjalnie dla Tsukikage przez jej męża, reżysera, który niedługo po wystawieniu jej na scenie, zmarł.

= CZEGO MOŻNA SIĘ SPODZIEWAĆ? =

      Fabuła wydaje się być prosta, lecz to co przyjdzie przeżyć głównej bohaterce aby "dorosnąć" do zagrania "Karmazynowej Bogini" będzie wielkim wyrzeczeniem zarówno z jej strony, jak i jej otoczenia. 


       Jeśli oczekujecie prostej drogi do spełnienia marzeń, muszę Was zawieść. "Garasu no Kamen" w niczym nie przypomina sielanki. Fabuła jest prawdziwym dramatem i jednocześnie zamachem wykonanym na główną bohaterkę. Piętnastolatka w krótkim czasie przejdzie szybki kurs dorosłego życia ze wszystkimi jego aspektami. Tsukikage nie pozostawi po dziewczynie suchej nitki i zrobi wszystko aby Maya stała się możliwie jak najszybciej doświadczoną aktorką, gotową do odegrania trudnej i skomplikowanej "Karmazynowej Bogini". Kobieta wpoi jej, że kluczem do dobrej gry aktorskiej nie jest umiejętność grania, a poprawna i zaskakująca interpretacja swojej roli. Środki, jakimi posłuży się główna bohaterka, aby zrozumieć postacie jakie przyjdzie jej zagrać, nie raz postawią na szali jej zdrowie, a nawet życie. 

= OKLEPANY MOTYW MARZEŃ? =


       Motyw marzenia jest często wykorzystywany w kinematografii. Kto z nas nie marzy lub nie chciałby mieć celu w życiu, do którego mógłby dążyć, nie zważając na konsekwencję? Każdy ma lub chce mieć marzenia. Od tych małych, najdrobniejszych po wielkie i potencjalnie nieosiągalne. Takie wątki główne były już w wielu produkcjach. Opowiadały o tym wszystkie serie "Dream High" [recenzja], "Heartstrings" [recenzja], "Shut Up Flower Boy Band" [recenzja], a w szczególności ostatnio recenzowana na blogu drama, "The Musical" [recenzja]. Marzenia to temat niezwykle obszerny i wzruszający lecz często nadużywany, staje się nudny. Większość produkcji opowiada o tym samym i fabularnie nie sposób ich odróżnić, w skutek czego, coraz częściej wszystko to wypada mniej przekonująco i mało realnie. Ileż można słuchać o ciężkim i smutnym losie głównych bohaterów, którzy usilnie próbują odmienić swój los i dosięgnąć swoich marzeń, lecz zawsze na końcu tego wszystkiego coś stoi im na drodze?


       Jaka jest tu różnica pomiędzy takim produkcjami i ich postaciami, a "Garasu no Kamen"? Bardzo prosta. W "Dream High", "Heartstrings", "Shut Up Flower Boy Band", a nawet w "The Musical" główni bohaterowie nie dochodzą do spełnienia marzeń własną ciężką pracą. Zawsze mają większe lub mniejsze grono przyjaciół, rodzinę, nauczycieli, słowem, wszystkich, którzy ich wspierają i podnoszą na duchu. Mayu nie ma przyjaciół, rodzina się od niej odwróciła, zaś nauczycielka aby zmotywować dziewczynę do ciężkich ćwiczeń jest dla niej sroga i złośliwa. Nawet potencjalny wielbiciel okazuje się być wrednym i znienawidzonym przez główną bohaterkę, zdradzieckim człowiekiem. Maya jest sama ze sobą i nie ma innego celu, jak iść naprzód, raz po raz przekraczając granicę ludzkich wytrzymałości. Samotność sama w sobie jest dramatem, lecz na całe szczęście nie mamy tu do czynienia z tanią japońską melodramatycznością. Główna bohaterka pomimo braku sił witalnych, promienieje optymizmem i pierwsze co się rzuca w oczy to jej szczery uśmiech. Nawet pomimo kilku złamanych kończyn jest szczęśliwa, bowiem jedyne czego pragnie w życiu to stać na scenie. Dziewczyna nigdy nie traci pogody ducha. Jest zdecydowana i gotowa do wszelakich poświęceń. Do nikogo nie żywi urazy i jak to dziecko, każdemu jest w stanie wybaczyć. Wszystkim prócz jednej osoby. Mężczyzny, którego znienawidziła od pierwszego spotkania. Mężczyzny, które uważa za swojego absolutnego wroga. Aktorka w tej części, jak i we wszystkich innych zagrała bardzo wiarygodnie. Pomimo szybkiej lekcji dorosłego życia, nie zapomniano, że Mayu jest jeszcze przede wszystkim dzieckiem. Piętnastoletnią dziewczyną, która potrafi szczerze nienawidzić i równie szczerze kochać, prawdziwym dziecięcym uczuciem. Lecz o ile łatwiej znienawidzić kogoś, trudniejsze okazuje się późniejsze pokochanie tej samej osoby. Przekonuje się o tym sama główna bohaterka, kiedy jest o krok od odkrycia tajemnicy swego wielbiciela, mężczyzny od fioletowych róż. W "Garasu no Kamen" również jesteśmy świadkami oryginalnej więzi. Zobaczymy tu piękną, choć skrajną przyjaźń, opartą głównie na ostrej rywalizacji pomiędzy dwiema niezwykle utalentowanymi aktorkami.

= BOHATEROWIE/AKTORZY =


        Jaka jest Maya, każdy widzi w opisie powyżej. Nie ma sensu bardziej jej opisywać, bowiem i tak nie raz Was zaskoczy. Jest to bohaterka, której trudno nie lubić. Ba! Nawet nie ma takiej możliwości! Mayu już nie typowe dziecko, ale jeszcze nie dorosła kobieta. Z całą pewnością rzekłabym, że ta postać jest jedną z najtrudniejszych kobiecych postaci, jakie oglądałam (poza Seo Mi Do z "When A Man Loves" [recenzja], tej kobiety kompletnie nie rozumiałam), bowiem odgrywając tę rolę łatwo można popaść w skrajności. Co tak naprawdę wyróżniło Mayę spośród tysięcy innych aktorek? Niezwykle rzadka umiejętność, którą jest fakt, że dziewczyna bez względu na okoliczności potrafi przybierać sto różnych obliczy, zwanych szklanymi maskami. 


        Nie widziałam aktorki na ekranie, istniała tylko wykreowana przez nią postać. Adachi Yumi rozbroiła mnie swoją przejmującą grą. Zdecydowanie była to jej rola życia, bowiem w późniejszych latach nie miałam okazji oglądać jej w żadnej z głównych ról, co przyjęłam z ogromnym żalem. Brak mi słów aby wyrazić słowami to co stworzyła na szklanym ekranie. Nie spotkałam się jeszcze z takim oddaniem. Aktorka grająca aktorkę to dość ciekawy temat. Równie dobrze Adachi Yumi mogła być po prostu sobą i przez postać, którą grała, opowiedzieć swoją własną historię. Ta niska kobieta o delikatnej urodzie zdegradowała wszystkich innych odtwórców ról. Przyćmiła ich swoją grą. Była tak naturalna, że z marszu uwierzyłam w prawdziwe istnienie Mayi. Nigdy nie zapomnę tej postaci i tej aktorki, chociaż miałam okazję widzieć ją jedynie w jednej głównej roli.

        Tsukikage to istny kameleon, którego intencji nie sposób się domyśleć. Tsukikage to istny kameleon, którego intencji nie sposób się domyśleć. Jej stosunek do Mayu oddałabym do spekulacji, bowiem nawet po ukończeniu serii nie jestem pewna czym kierowała się ta postać. Oczywiście wzięła dziewczynę pod swój dach, otoczyła opieką i wyżywiła, lecz trudno powiedzieć czy kierowała się wyłącznie swoim własnym egoizmem czy chęcią stworzenia swojej następczyni do roli Karmazynowej Bogini. Chciała mieć pełną władzę nad Mayu i tak się stało. Choć na pewno motywowała ją do ciężkich ćwiczeń, nie jestem pewna czy zależało jej na szczęściu dziewczyny. Tsukikage była kobietą bardziej zapatrzoną w siebie, w swoją legendarną historię, w przeszłość, którą zniszczył pewien wypadek. Sama nie ukrywała, że najważniejsza jest dla niej "Karmazynowa Bogini". 


        Aktorka grająca Tsukikage była nieprzewidywalna. Uśmiechała się kącikami ust tylko po to, aby za chwilę wpaść w obłęd i narobić panicznego krzyku. Widać było, że kobieta jeszcze nie poradziła sobie z blizną z przeszłości. I bynajmniej nie chodzi mi o bliznę widniejącą na jej twarzy. Nogiwa Yoko wyśmienicie zagrała  nieco aspołeczną, po wypadku, aktorkę z obsesją na punkcie swojej wielkiej roli w "Karmazynowej Bogini". Nogiwa Yoko to prawdziwa legenda japońskiej kinematografii. Kobieta w tym roku skończyła 77 lat i bynajmniej nie ma zamiaru odpuścić sobie aktorstwa. Mieliśmy okazję oglądać ją jako dyrektorkę Liceum Ryuzan w "Dragon Zakura", w "Shichinin no Onna Bengoshi" jako jedną z wiekowych prawniczek a aktualnie możemy podziwiać ją w drugiej już serii medycznej dramy "Doctors - Saikyo no Meji".

        Najbardziej zaskakującą postacią okazała się Ayumi, stała rywalka głównej bohaterki. Poznajemy ją jako młodą wschodzącą gwiazdkę szklanego ekranu i drewnianej sceny, która dzięki swojemu niewątpliwemu talentowi, nigdy nie musiała niczego osiągać ciężką pracą. Właśnie przez brak wkładania serca do postaci, jakie odgrywała, została zdegradowana przez Mayę do roli tej niższej. Ayumi po raz pierwszy w życiu poczuła smak współzawodnictwa. Co mnie ogromnie ucieszyło: dziewczyna nie uciekała się do tanich sztuczek wyeliminowania zagrożenia. Choć nie raz targały ją sprzeczne emocje, grała czysto. Oglądając oddanie Mayi na scenie, zaczęła traktować aktorstwo nie jako zarobek, a miłość swojego życia. Główna bohaterka zasiała w niej niepewność, ale również i pasję. Najpiękniej jednak przedstawiony został wątek, kiedy Ayumi dorastała patrząc na dorastanie swojej rywalki. Uczyła się jej determinacji, oddania. Szukała własnych sposobów na zrozumienie postaci i samej siebie. Choć z pewnością po raz pierwszy w życiu czuła się upokorzona z powodu drugorzędności to ją tylko wzmocniło i pomogło stać się odpowiednią rywalką o prawa do roli "Karmazynowej Bogini". Jednakże Ayumi miała za sobą wszystkich: rodzinę, przyjaciół, tłumy fanów i najpopularniejszych i najbardziej ekscentrycznych reżyserów. Za nią przemawiała popularność, podczas gdy Maya, dopóki nie stanęła na scenie, była popychadłem. Ayumi cieszyła ta rywalizacja. Po raz pierwszy musiała się postarać aby coś osiągnąć. Osiągnąć coś sama, na własną rękę bez pomocy matki aktorki i ojca reżysera.


        Zarówno Mayę, jak i Ayumi połączyła nie tylko niesamowita więź współzawodnictwa ale przede wszystkim  opartej na tym zjawisku pięknej i szczerej kobiecej przyjaźni, której nigdy nie miałam przyjemności oglądać w tak cudownym wykonaniu. Do tej pory uważam, że była to najpiękniejsza kobieca przyjaźń w historii kina azjatyckiego! Szczera czysta rywalizacja pomiędzy dwiema niezwykle utalentowanymi aktorkami naprawdę mnie wzruszyła.


        Matsumoto Rio jest znaą i utalentowaną japońską aktorką, której to podobnie jak Adachi Yumi drama "Garasu no Kamen" przyniosła wielką sławę. Uwielbiałam ją w późniejszych produkcjach z jej udziałem. Szczególnie w "Taiyou no Kisetsu" u boku Takizawy Hideaki'ego jako jego kochanka, świetnie ukazała swoją postać! Później miałam okazję oglądać ją w "Tokyo Friends" gdzie wcieliła się w przyjaciółkę Otsuki Ai oraz w "Stand Up!" jako seksowną i uwodzicielską nauczycielkę. 

        Hayami to postać posiadająca dwie skrajnie różne twarze. Poznajemy go jako syna prezesa wielkiej wytwórni filmowej. Mężczyzna od lat bezskutecznie próbuje namówić Tsukikage do sprzedania mu praw nad "Karmazynową Boginią". Jest nieustępliwy i wielokrotnie szantażuje aktorkę. Niektórzy nawet twierdzą, że jest w stanie zamordować kobietę, aby uzyskać prawa do jej sztuki. Początkowo daje się poznać, jako bezwzględny biznesman, lecz później okazuje się, że ma również swoją słodką i całkiem miłą stronę, którą skrzętnie ukrywa. "Karmazynowa Bogini" jest dla niego równie ważną sztuką, jak dla samej Tsukikage. Wiąże się ona z pewną niedokończoną sprawą z przeszłości rodziny Hasumi'ego. Warto dodać, że główny bohater ma około 35 lat a jego zimne serce poruszyła 15nastoletnia dziewczyna. Jest wiele powód, dla których mógłby jej nienawidzić. Ścisłe powiązanie z Tsukikage, opryskliwość dziewczyny względem jego, cel do którego dąży.  A jednak ten twardo stąpający po ziemi dorosły mężczyzna zakochuje się w nieletniej początkującej aktorce. Pokazuje jej dwie swoje twarze - poważnego biznesman'a i ukrytego wielbiciela. Swoim zachowaniem sprawia, że Maya zakochuje się w facecie, którego nienawidzi całym swoim sercem. Jak długo można udawać, że się nie kocha? Jak długo można okłamywać samego siebie? Są to pytania, na które Hayami sam sobie wkrótce odpowie. Że niezależnie od wszystkiego, nie jest w stanie uciec przed tym, czego pragnie najbardziej.


         Adachi Yumi oraz Tanabe Seichii przejmująco i bardzo wiarygodnie odtworzyli miłość, którą dzieli nie tylko spora różnica wieku, status czy wygląd ale przede wszystkim charakter i przekonania. Uczucie rodzące się w ich sercach jest stopniowe i powoli przechodzi z zafascynowania po dorosłą, odpowiedzialną miłość. Najbardziej wyczuwalne jest napięcie między tą dwójką. Od pierwszego spotkania, pierwszego kontaktu wzrokowego widz zdaje sobie sprawę, że coś między nimi się wydarzy. Każdy kolejny odcinek potwierdza tę tezę. Przyjemnie ogląda się zacieśnianie więzów między Hayami'm a Mayą. W ich kontaktach można odnaleźć wszystko - od skrajnej nienawiści (kłótnie, wyzwiska, walki słowne) po miłość (kontakt fizyczny, zaskakująco miłe słowa, czułość, opiekę).

        Jeszcze kilka słów o aktorze wcielającym się w Hayami'ego. Tanabe Seichii podbił moje serce! Był niesamowity jako zimny drań, dbający tylko o swoje interesy, jak i niezwykle słodki i łagodny w obliczu Mayi. A jak się uśmiechał to już w ogóle, byłam cała jego ;]


        Seichii jest jednym z wielu weteranów japońskiego kina (w tym roku skończył już 44 lata)  i trzeba przyznać, że facet jest jak wino. Im starsze, tym lepsze. Wielokrotnie miałam okazję oglądać go na dużym ekranie, min. w "Kimi wa Petto", "Hotelier", "Kami no Shizuku", "Futatsu no Spica", "A little Princess" oraz w filmie "Honey and Clover". Jego żoną jest Otsuka Nene, która zagrała w "Ahiru Kamo no Coin Locker" (recenzja), "Tokyo Tower", "Saigo no Yakusoku" oraz ostatnim dramowym hicie "Last Cinderella".

= MUZYKA/SCENOGRAFIA =


        Ścieżka dźwiękowa skupia się na jednym głównym utworze "Calling" w wykonaniu B'z. Z tym zespołem miałam przyjemność spotykać się już wielokrotnie w openingach, min. do takich produkcji, jak: "Buzzer Beat". Więcej o tym zespole z długoletnim stażem (od 1988 roku) dowiecie się na moim drugim blogu pod TYM linkiem. Ending mnie nie pochwycił. Utwór "Polar Star" w wykonaniu Harubaru Yuuki bardziej pasuje do anime, niźli do japońskiej dramy. Jest to typowe animowskie zakończenie. Zastanawiam się nawet czy nie ściągnięte z tego samego anime, na którym opiewała historia. Tak czy inaczej Harubaru Yuuki przy B'z wypadła naprawdę blado i to w takim stopniu, że nawet wstyd o niej wspominać. W drugiej serii "Garasu no Kamen" prym muzyczny również wiedzie B'z tym razem w utworze "Happiness". Jest to kolejne niezwykle udana piosenka tego zespołu.


         To co w scenografii było najpiękniejsze to kostiumy, musical'e i przedstawienia. Szczególnie te ostatnie są tak przejmujące, że nie sposób się nie wczuwać w historię. Czy opowiadała ona o leśnym duszku, lalce, o którą kłócą się siostry, dzikim zwierzęciu zamkniętym w ciele młodej dziewczyny, niewidomej i głuchoniemej kobiecie czy dobrej księżniczce. Wszystkie te sceny były precyzyjne, wciągające i ukazywały najlepsze aktorstwo w historii kina. Jeśli chodzi o jakość to nie ma sensu się w to zagłębiać. Pomiędzy produkcjami z roku 1997 a 2013 jest wielka dziura technologiczna. Za to nadrabia ona oryginalnością i niesamowitym klimatem.

= PODSUMOWANIE =


       "Garasu no Kamen" było pierwszą starą japońską dramą, którą miałam okazję zobaczyć. Wciągnęła mnie do tego stopnia, że musiałam obejrzeć kolejne produkcje z tego roku. Taki klimat jest niepowtarzalny i z niczym nie porównywalny. Fabuła niezwykle oryginalna, przejmująca gra aktorska momentami przyprawiająca o gęsią skórkę. Bohaterowie, których nie sposób zapomnieć. Piękne ballady B'z, które ściskają za serce! Tutaj nie przywiązywano większej wagi do spraw technicznych. W tej dramie skupiono się na przekazie pięknie opowiedzianej historii o marzeniach, miłości i przyjaźni. Ciężko będzie Wam znaleźć drugą taką produkcję. Polecam każdemu zawsze i wszędzie! Wciąga od pierwszych minut! Gwarantuję, że z marszu sięgniecie od razu po drugą serię i odcinek specjalny chociażby z ciekawości, aby dowiedzieć się w co zamieszany był ojciec Hayami'ego, kim tak naprawdę jest Karmazynowa Bogini i czy głównej bohaterce uda się ją zagrać. Dla fanów japońskich produkcji to lektura obowiązkowa! Dla fanów koreańskich dram - również.

OCENA:
10/10
_____________________________
TŁUMACZENIE:
Gdzie? lizards@DEEP (I seria po 8 odc. po 1,5 h)
lizards@DEEP (II seria po 8 odc. po 1,5 h + odc. SP)
Online: brak

Komentarze

  1. Już dawno nie obejrzałam, żadnej japońskiej dramy. Z drugiej strony zawsze sięgałam po w miarę współczesne produkcje i to z gruntu bardziej komediowego. Jednak po tym jak kilkakrotnie zostałam pobita dość specyficznym japońskim humorem poddałam się i jakoś zarzuciłam kolejne próby.
    Garasu no kamen wydaje się jednak przykładem czegoś innego, co mogłoby mnie zainteresować. Ostatnio wiele z filmów czy też dram, po które sięgam posiada głębszy rys psychologiczny postaci, szczególnie w przypadku tematyki około-kryminalnej. Jak widać świat show biznesu też się do tego nieźle nadaje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też wielokrotnie porażał mnie japoński humor więc dałam sobie z nim spokój, bardzo często bardzo trudno jest znaleźć dobrą produkcję - polecam "Switch Girl" absurd and absurdami, ale śmiechu co nie miara! ^^

    Świat show-biznesu zawsze ma mroczną stronę. A właśnie w starszych japońskich produkcjach znalazłam coś czego w nowszych nie ma już prawie wcale - oryginalność i skupienie nie na stronie technicznej a na przekazie i charakterze bohaterów. W Garasu no Kamen jest to bardziej widoczne. No i poza tym Seiichi mnie rozwala xD Adachi również!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś obejrzę, ale póki co jeszcze poczekam ;) Pozdrawiam
    Akane

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

[POLECANE DRAMY JAPOŃSKIE] Romans Szkolny

[POLECANE FILMY JAPOŃSKIE] Romans